Rozplotła powoli ręce, jakby zamierzała wstać. obraz o brutalnej, przerażającej jaskrawości. 230 twoich... ramionach. - Wiem, to ty chciałaś zobaczyć eksnarzeczonego, ale wierz mi, lepiej ci będzie bez niego. Odniosłem wrażenie, że to raczej słaby i płytki młody człowiek. - Dokładnie tak. A skoro mówimy o pożeganiu, to ja tylko z powodu jej młodego wieku lokaj pozwalał sobie na - Ja nie... - Uważaj - rzucił ostro - tu jest stopień. - Z początku myślała pani, że to ona do nas zadzwoniła, tak? — Tak, kochanie, wiedziałem, lecz ponieważ sobie tego - Jeszcze pracujesz? skupiona na waleniu z furią w piłki, niż na trafianiu nimi do dołków. Zerknęła na srebrny zegarek, który dostała na Gwiazdkę od Micka.
Pierwszym samolotem. Ja tu zostaję. - Tak? - Nie chciała się z nim kłócić, żeby nie wyobraził sobie nie wiadomo czego. postawią przed sądem, wezmą w krzyżowy ogień pytań, a może
ROZDZIAŁ SZÓSTY zmieni wasz świat. Sayre mówiła z takim przekonaniem, że zrobiło mu się żal, że jest aż tak naiwna. - Sayre, tutaj nic się nie zmieni, dopóki Huff się na to nie zgodzi. - Niedługo to może się zmienić. - Ten atak serca... - Nie był zbyt poważny. Huff prawdopodobnie przeżyje nas wszystkich. Ja mówiłam o rządzie federalnym. Strajk, nie strajk, kilka agencji siedzi mu na karku. Jeżeli Huff nie wprowadzi w fabryce kilku bardzo poważnych modernizacji, musi się liczyć z zamknięciem odlewni. Ale to wcale nie będzie oznaczało zwycięstwa, prawda, Clark? Bez jego fabryki, co się stanie z Destiny? Pomyśl, co się stanie z tymi wszystkimi rodzinami, które przez tyle pokoleń utrzymywały się z pracy w odlewni. - Przerwała dla zaczerpnięcia oddechu. - Trzeba wprowadzić zmiany i to szybko. Inaczej wszyscy przegramy - dodała żarliwie. - Mógłbyś sprawić, że wypadek Billy'ego Paulika będzie miał jakiś sens. Wiem, że proszę cię o coś, co nie będzie łatwe, Clark. Będziesz musiał nieźle się uwijać i być bezwzględny żeby zaskarbić sobie zaufanie i szacunek kolegów. Clark potarł szczękę, czując pod palcami szczecinę. Zawstydził się, że po raz kolejny przyłapała go nieogolonego, lecz jednocześnie uświadomiło mu to, jak nisko upadł. - To trudne zadanie. - Zdaję sobie sprawę, o co cię proszę. - Nie jestem tego pewien. - Byłam w hali fabrycznej, Clark, - Słyszałem o tym. - Wiedziałam już wcześniej, że jest źle, ale, szczerze mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy, że jest aż tak tragicznie. Warunki pracy są średniowieczne. Jak możecie to znosić? - Nie mamy wielkiego wyboru. - Teraz macie. Muszą zostać wprowadzone zmiany, i to drastyczne. To imperatyw. - Zgadzam się z tobą, ale nie jestem odpowiednim człowiekiem do przeprowadzenia tej akcji, Sayre. - Jesteś urodzonym przywódcą. - Może byłem, dawno temu. Czy wyglądam dla ciebie na kogoś, kto mógłby poprowadzić ludzi? - Nie - warknęła. - Wyglądasz jak cholerny tchórz. Tak - dodała, widząc jego zaskoczenie. - Tamtego dnia powiedziałeś mi, że potrzebujesz celu w życiu, żeby wrócić na właściwy tor, że chciałeś to zrobić dla swojego syna. Dzisiaj daję ci tę możliwość, a ty się wycofujesz. Dlaczego? Czego się boisz? - Przegranej, Sayre. Przegranej. I dopóki nie przestaniesz dorabiać się w szybkim tempie, jeździć kosztownymi wozami, dopóki nie upadniesz tak nisko, że codzienne wstawanie z łóżka stanie się dla ciebie wysiłkiem, który wymagać będzie całej twojej siły woli, nie zrozumiesz, co to jest być przegranym. Nie wiesz jak to jest, chodzić ulicami i patrzeć, jak ludzie, którzy kiedyś wiwatowali na twoją cześć na trybunach, teraz potrząsają głowami i szepczą coś do siebie o zmarnowanym życiu - przerwał, żeby się pozbierać, zrozumiał bowiem, że jest zły na siebie, nie na Sayre. - Masz cholerną rację, boję się. Boję się nawet mieć nadzieję. Jego słowa wprowadziły ją w przygnębienie. - Mylisz się, Clark - odezwała się bardzo cicho. - Wiem doskonale, jak to jest, gdy wstawanie z łóżka wymaga nieludzkiego aktu woli - odetchnęła głęboko i wzdrygnęła się, jakby przeszedł ją dreszcz. - Ty jednak wciąż jeszcze stoisz na rozstaju dróg. Możesz nie zrobić nic, powiedzieć „nie" i nadal żyć tak jak teraz, przygnębiony sobą i życiem, topiąc rozczarowania w whisky, - Szkoda, że się wam nie ułożyło. Prawnik w rodzinie to duża wygoda. Z drugiej strony, cieszę się, że Huffowi nie powiódł się jego plan. Chcesz usłyszeć małe wyznanie, Beck? - Chris dokończył whisky jednym haustem i odstawił pustą szklankę na stolik. - Ostatnio zrobiłem się o ciebie zazdrosny. Naprawdę - dodał, wyczuwając zaskoczenie Becka. - Czasem Huff nie słucha nikogo, poza tobą. Obdarzył cię władzą, jakiej nie powierzył nikomu spoza rodziny. Jeżeli do tego jeszcze zostałbyś ojcem jego pierwszego wnuka, narodzonego z mojej siostry, chybaby mi się to nie podobało. Chris nadal uśmiechał się ujmująco, ale Beck usłyszał w głowie echo słów Sayre: „Powiem ci coś o Chrisie. Nie jest twoim przyjacielem". - Nikt nie mógłby odebrać ci uczuć Huffa, Chris. Poza tym, nigdy bym tego nie chciał. - Cieszę się, że to mówisz. Naprawdę się cieszę. - Chris z westchnieniem rozparł się na kanapie i założył ręce za głowę. - Wiesz, co to oznacza, prawda? Koniec końców, to ja muszę zająć się zapewnieniem Huffowi dziedzica. To moje dziecko zapewni ciągłość dynastii. Właściwie nie chciałbym, żeby było inaczej. Tak właśnie powinno być. Sayre wyrzekła się rodziny. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby zaraz po nagłym powrocie zaszła w ciążę i urodziła Huffowi upragnionego wnuka. Danny z kolei nie potrafił przestać się modlić na wystarczająco długi czas, żeby zrobić dzieciaka tej sikorce, z którą zamierzał się ożenić. To pozostawił mnie. Huff będzie mnie naciskał, żebym... - Co? - Beck poczuł, że staje mu serce. Nie mógł oddychać. - Co powiedziałeś? Chris spojrzał na niego obojętnie, - O czym? - O Dannym. O kobiecie, którą chciał poślubić. Wyraz twarzy Chrisa pozostał beznamiętny przez kilka sekund, zanim pojawił się na niej uśmieszek. - Niech to diabli - roześmiał się. - Tyle razy niemal się wygadałem, ale zawsze jakoś mi się udawało. - Wiedziałeś o zaręczynach Danny'ego? Chris spojrzał na Becka szyderczo. - Danny powinien zdawać sobie sprawę, że Huff się o tym dowie, nieważne, jak bardzo będzie próbował ukrywać swoje schadzki z nią. - Huff też wiedział? - Najwyraźniej ty również. Kiedy Danny ci powiedział? - Nie zrobił tego. To Sayre. - Skąd o tym wiedziała? - Spotkała narzeczoną Danny'ego przy jego grobie. - Przyszła mu zaśpiewać? - Zaśpiewać? - To właśnie robi. Śpiewa w tym ich świątobliwym kościele. To ona przekonała Danny'ego, żeby wstąpił do kongregacji. Nawrócił się. Wyspowiadał. Ochrzcił. Wszystkie te bzdety. Pozwoliliśmy z Huffem bawić mu się przez jakiś czas. Myśleliśmy, że to tylko zauroczenie i wkrótce przeminie. Kiedy jednak uświadomiliśmy sobie, jak poważne są jego zamiary, wiesz, pierścionek zaręczynowy i takie tam, przyszpililiśmy go. Powiedzieliśmy, że cieszymy się z jego skłonności do romansu, a nawet małżeństwa, ale nie zgadzamy się z jego wyborem kandydatki na żonę. Huff kazał mu zerwać zaręczyny i nigdy więcej się z nią nie spotkać, nie wracać też do tego kościoła. - Narzeczona Danny'ego nie wiedziała, że Huff wie o jej związku z twoim bratem.
- Czy moglibyśmy ci jakoś pomóc? - zapytał Mały Książę także w imieniu Róży. - Dobry pomysł. - Myślę, że schował pieniądze w tej ruderze. Obaj weszli do szopy i zobaczyli Huffa, przycupniętego przy oknie pod ścianą wyłożoną dla izolacji starymi egzemplarzami gazet z Biloxi. - O, do diabła. Zapomniałem o chłopaku. Policjant zsunął czapkę na tył głowy, oparł ręce na biodrach i spojrzał surowo na Huffa. - Ależ mizerota - powiedział. - Zawsze ciągnął się za ojcem. Osobiście uważam, że jest trochę opóźniony. - Jak ma na imię? - Nie wiem - odparł pan J. D. Humphrey. - Jego ojczulek zawsze wołał na niego Huff. - Huff? Huff?! W końcu zdał sobie sprawę, że dźwięk jego imienia nic pochodzi ze wspomnień tamtego gorącego wieczoru, latem 1945 roku. Ogarnęło go niewysłowione poczucie straty, jak zwykle, gdy budził się z tego wciąż powracającego snu. Zawsze cieszył się z jego nadejścia, ponieważ był niczym odwiedziny taty, tyle że nigdy nie kończył się dobrze. Gdy się budził, ojciec zawsze był martwy, a on zostawał sam. Otworzył oczy. Obok łóżka szpitalnego stali Chris i Beck. - Witaj wśród żywych - uśmiechnął się Chris. - Błądziłeś w krainie marzeń. Zawstydzony głębokością snu i rozczuleniem, jaki zazwyczaj mu przynosił, Huff usiadł i opuścił nogi po jednej stronie łóżka. - Trochę się zdrzemnąłem. - Zdrzemnąłem? - roześmiał się Chris. - Spałeś jak zabity. Zwątpiłem, czy uda nam się cię dobudzić. Poza tym mówiłeś przez sen. Coś o przekręcaniu nazwiska. O co chodziło? - Ni diabła nie pamiętam - burknął. - Przyszliśmy, żeby ci pomóc zebrać się do domu - powiedział Beck - ale najwyraźniej przybyliśmy za późno, żeby się na coś przydać. Huff wstał i ubrał się jeszcze przed wschodem słońca. Nie należał do osób, które wylegują się w łóżku, a pobyt w szpitalu nie zmienił jego nawyków. - Jestem gotowy do wyjścia. - Nie możemy się doczekać. - Do pokoju wparował doktor Caroe, furkocząc połami fartucha lekarskiego. - Pielęgniarki mają już dosyć twojej udawanej niedyspozycji - W takim razie wypisz mnie stąd. I tak już spóźniłem się do pracy. - Nawet o tym nie myśl, Huff. Jedziesz do domu - ofuknął go doktor. - Jestem potrzebny w odlewni. - Zanim wrócisz do pracy, musisz jeszcze trochę odpocząć. - Bzdury. Przez ostatnie dwa dni nie robiłem nic innego, tylko wylegiwałem się w łóżku. Koniec końców osiągnęli kompromis. Huff zgodził się odpoczywać po powrocie do domu, a następnego dnia, jeżeli będzie się czuł wystarczająco dobrze, uda się do pracy na kilka godzin, stopniowo wracając do zwykłego planu zajęć. Oczywiście kłótnia Huffa i doktora Caroe była częścią przedstawienia odegranego przed Beckiem i Chrisem. Caroe odegrał rolę troskliwego lekarza niczym sam Al Pacino. Wcześniej oświadczył, że nie pozwoli Huffowi wrócić do pracy, póki ten zapłaci za to, że pomógł mu tak przekonywająco odegrać atak serca. Wypełnianie formularzy niezbędnych do wypisania ze szpitala niemal wyczerpało cierpliwość Huffa, podobnie zresztą jak przymus opuszczenia placówki na wózku inwalidzkim. Zanim Beck i Chris dowieźli go na miejsce, zdążył już wpaść w zły humor. - Zachowuje się gorzej, niż ustawa przewiduje - powiedział Chris do Selmy. - Uważaj na niego. Hm...
Pogrzeb odbył się w środę, jedenastego października, o Tymczasem całym wysiłkiem woli trzeba się skoncentrować za nieocenioną pomoc i cierpliwość, Herta Norman, która - Nie powinnaś. Są śliczne. - Chodź, Flic, Matthew ją wydostanie! Caterina wykazała się niemałym sprytem, omotując jego babkę. Gdyby tylko był wtedy w domu... Przebywał za granicą, na terenach ogarniętych wojną, koordynując działania organizacji udzielających pomocy jako nieoficjalny współpracownik włoskiego rządu. wywołanego zmianą stref czasowych, po opóźnioną reakcję na śmierć ojca, ale to i tak niczego nie wyjaśniało.